nieporadnik

nieporadnik

środa, 1 października 2014

Subwencja

Pamiętam uzasadnienie, które towarzyszyło powstaniu subwencji oświatowej. Miały to być pieniądze idące do dobrej szkoły wraz za dziećmi, które będą mogły tę szkołę swobodnie wybierać. Bajka? Bajka.

Rejonizacja szkół podstawowych i gimnazjów skutecznie uniemożliwia swobodny przepływ uczniów. Wybierać gimnazjum mogą tylko ci, którzy mają oceny sporo wyższe od przeciętnych. Na przyjęcie dziecka spoza rejonu do szkoły podstawowej zgodzić się musi dyrektor, który tę zgodę w każdej chwili może wycofać. Zwłaszcza, gdy dziecko jest wymagające, albo rodzice zbyt dociekliwi. Z idei bonu oświatowego nic właściwie nie zostało. Bo prawda jest taka, że subwencja na zdrowe dzieci jest za mała. Wydatki oświatowe rosną z roku na rok, niestety głównie za sprawą pensji nauczycielskich. Nie chcę tu winić wyłącznie nauczycieli, którzy okopali się na pozycjach broniących Kartę Nauczyciela, która znacznie wyróżnia ten zawód wśród innych. Niestety rządowe pieniądze przekazywane na szkoły nie są proporcjonalne w wysokości do wydatków wynikających z tych przywilejów. Dlatego temat subwencji nieustannie wraca w rozmowach dotyczących kształcenia osób niepełnosprawnych. Proporcjonalnie są to znacznie większe sumy niż te przeznaczone na edukację dzieci bez zaburzeń. A to dlatego, że w zamyśle miały pokrywać rehabilitację i rewalidację niezbędną dla dzieci niepełnosprawnych, która prowadzona miała być na terenie placówek oświatowych.

Niestety jest kilka przeszkód, które w jednych szkołach udaje się przezwyciężyć, w innych nawet nie podejmuje się takich prób. Pierwszą poważna przeszkodą jest nauczycielskie pensum. W pierwszej szkole Gawła był sprzęt do Biofeedbacku i przeszkolony do jego używania nauczyciel. Podkreślę, że i sprzęt i szkolenie opłacone były z funduszy państwowych. I niestety były to totalnie zmarnowane pieniądze, bo z racji wykorzystania pensum godzin przez nauczyciela sprzęt nie był w ogóle wykorzystywany. W szkole specjalnej w tym samym mieście był sprzęt do terapii słuchu metodą Tomatisa, Biofeedbacku. Tyle, ze panie, mimo, że nawet pensum by się znalazło, nie mogły prowadzić terapii osobom spoza szkoły. Nawet odpłatnie. A większości uczniów tej szkoły owe terapie były na grzyba. Kolejną przeszkodą jest trudność z dobraniem odpowiednich do niepełnosprawności uczniów terapii w konkretnej szkole. Bo w końcu dziecko z autyzmem potrzebuje zupełnie innego wsparcia niż niedowidzące. A to jeżdżące na wózku jeszcze innego. Niestety nie wyobrażam sobie, by szkoła miała basen do kąpieli perełkowych, salę doświadczania świata i profesjonalną pracownię logopedyczną w jednym budynku. Jest też przeszkoda finansowa. Zmiana subwencji w dotację i przekazywanie jej bezpośrednio do szkół rozwaliłyby cały system oświaty. Obecnie wysokie subwencje na niepełnosprawnych łatają deficyt samorządów. Szefowa biura edukacji Jolanta Lipszyc powiedziała kiedyś publicznie w radio, że subwencja na dziecko w przedszkolu prywatnym idzie na dziecko, w publicznym na system. Po co ta subwencja, skoro nijak ma się w rzeczywistości do "wspierania" dziecka niepełnosprawnego?

Prywatnie za ponad 5000 zł miesięcznie (w przypadku dziecka z autyzmem subwencja oświatowa jest aż 9.5 raza większa - te pieniądze są tak duże ze względu na specyfikę zaburzeń autystycznego spektrum i konieczność dostosowywania otoczenia z uwzględnieniem indywidualnych potrzeb dziecka) można by zapewnić dziecku terapię 24 godziny na dobę, a tu wychodzi nam bokiem.

Wspomaganie dzieci z dysfunkcjami często jest zatem tylko fikcją literacką. Niemały pieniądz idzie do samorządów, a tam z braku konkretnych przepisów wiążących daną sumę z konkretnym dzieckiem i jego potrzebami wydawane są na „zakup papieru toaletowego”. Z reguły organ prowadzący szkołę (urząd miasta, gminy ) pozwala dyrektorom szkoły na zorganizowanie 2 godz. rewalidacji tygodniowo czyli minimum, które nakazuje rozporządzenie. Czas zmienić subwencje oświatowe na dotacje! Koniec, kropka!

Gaweł ma szczęście. Mamy trzy godziny rewalidacji świetnie prowadzonej, transport do szkoły, nauczyciela-cienia i oddany dzieciom zespół nauczycieli. Ale to niestety nie jest norma.