nieporadnik

nieporadnik

piątek, 1 stycznia 2016

Interakcja

Nie potrafimy dyskutować. Ostatnio przekonuję się o tym boleśnie. Lubimy mówić. Czasem nawet nieważne czy inni nas słuchają. Ale dopuścić kogoś innego do głosu? A jeszcze jak ta osoba prezentuje pogląd inny niż my?

Brałam udział w dyskusji ad hoc dotyczącej emigrantów i otwartości na inność. Miała to być dyskusja ćwiczebna, ot prezentacja z góry przydzielonych poglądów. Ocknęłam się jak zaczęliśmy podnosić głos, a hipotetyczni uchodźcy mordowali nas i gwałcili, albo w odwrotnej kolejności. No dobrze, przejęliśmy się za bardzo rolami, gorący temat... Do argumentów poruszonych w tej pyskówce (bo nie nazwę tego co się wydarzyło dialogiem – i żeby nie było, sama też nie trzymałam poziomu rozmowy) nie wróciliśmy już w tej grupie, tak jakbyśmy po zakończonych zajęciach przestali grać nasze role.

Skomentowałam posta na blogu osoby, którą cenię. Niestety nie dzieliłam zdania tej osoby. Choć ogólnie nasze stanowiska zdawały się być podobne, to dopiero po doprecyzowaniu mogłam się zgodzić ze zdaniem prezentowanym przez tego człowieka. Po trzech dniach pisania prywatnych wiadomości zostałam usunieta z grona znajomych, bo zdania nie zmieniłam i nie przeprosiłam za to, że je mam. Dowiedziałam się że jestem głupia i jestem hejterem. Tak w skrócie. Tych wiadomości nie mogę nazwać dyskusją, bo właściwie nie nadążałam artykułować mojego stanowiska. Z resztą nie to było powodem wymiany zdań – efektem miało być moje wycofanie się z poglądu, który kulturalnie przedstawiłam.

Media elektroniczne pozwalają nam kontaktować się z ludźmi właściwie bez żadnych ograniczeń – nie generują kosztów, nie uznają granic ani strefowych, ani wiekowych. Korzystam chętnie z tej możliwości. Ale może dlatego, że pozwalają robić wiele rzeczy na raz, dyskusja za ich pośrednictwem bywa wkurzająca. Bo czy jeśli komuś piszę, po zachęcaniu do kontaktu przez tę osobę, kilka wiadomości, widzę, że ta osoba zagląda na forum, a wiadomości nawet nie odczyta przez kilka tygodni, to jaki jest sens pisać dalej? Lepiej już jest jak inna osoba czyta wiadomości. I komentuje. Najczęściej minką. Od razu myślę "Przeszkadzam w pracy". I zaczynam sobie zadawać pytanie, czy się nie narzucam za bardzo. Ale powiedzmy, że dochodzi do wymiany zdań i nagle osoba z drugiej strony znika. Bez zapowiedzi. Czekam chwilę, no bo przecież są różne potrzeby, dzwonek do drzwi, telefon, rozmowa równoległa z inna osobą... Po pół godzinie czuję się nabita w butelkę. To był mój czas, który mogłam wykorzystać w inny sposób. Ale żeby móc to zrobić muszę sama nauczyć się przerywać rozmowę w pół słowa i nie interesować się dalej rozmówcą.


Uczę Gawła interakcji. Że jeśli padnie pytanie, to trzeba na nie odpowiedzieć. Że każda rozmowa ma swoje etapy – od powitania, przez wymianę zdań (przedstawienie problemu, stanowiska, wysłuchanie punktu widzenia drugiej osoby, odniesienie się do poglądów w sposób kulturalny, bez inwektyw, obrażania, doprecyzowanie, jeśli czegoś się nie rozumie, rozwinięcie swojej myśli, jeśli ten ktoś po drugiej stronie pyta) po ewentualne podsumowanie rozmowy i pożegnanie. Ale gdzie ta interakcja jest w rozmowach dorosłych? Stajemy się coraz bardziej zamknięci na drugiego człowieka, skoncentrowani na swoich potrzebach, własnym zdaniu. Jak tu uczyć interakcji w praktyce? I czy warto?