nieporadnik

nieporadnik

czwartek, 23 lipca 2015

Zzewnątrzsterowalni

Ostatnio sporo myślę o przyszłości mojego syna. Nie żebym wcześniej nie myślała, ale martwiły mnie zagadnienia z zupełnie innego obszaru – jak radzić sobie z placówką edukacyjną albo jak zapewnić mu odpowiednią terapię. Odkąd pracuję z dorosłymi niepełnosprawnymi analizuję ich potencjał i elementy które go blokują lub pozwalają mu na pełną ekspresję. Niestety tych blokujących jest wiecej i nie wynikają one ze złej woli lub jej braku ze strony opiekunów niepełnosprawnego.

Żyjemy w kulturze, w której człowiek z dysfunkcją jest najczęściej przez swoje najbliższe otoczenie wyręczany w konieczności planowania swojej przyszłości i tej najbliższej i tej dalszej. Jeśli nawet słucham marzeń syna, to w głowie od razu powstaje wizja, w której człowiekkowi z autyzmem nie pozwala się na zawodowe prowadzenie pojazdów mechanicznych przewożących pasażerów. Myślę sobie, że przecież może projektować te pojazdy, wcale nie musi ich prowadzić. Póki co nie mówię głośno, że nie będzie to możliwe, ale tak myślę. Czy to jednak nie ja jestem w błędzie? Nie mam pojęcia jakie będą ograniczenia Gawła, gdy będzie już dorosły. W końcu stale robimy jakieś kroki. Niestety nie zawsze do przodu, najczęściej na boki, czyli w strony, których nie potrafię przewidzieć. Moje pracowite dziecko nieustannie doskonali jakieś umiejętności. Staje się nastolatkiem i mam wrażenie, że w związku z tym będzie jeszcze bardziej nieprzewidywalny niż dotąd. Dlaczego mnie to jako rodzica niepokoi? Chciałabym panować nad jego rozwojem, nie być zaskakiwaną tymi meandrami po których się porusza. Czyli najbardziej zadowoliłoby mnie to, że wiem kiedy i czego Gaweł potrzebuje. Oczywiście powodowana jestem dbałością o jego dobrostan, ale dobrostan w moim rozumieniu. Czy ten dobrostan w rozumieniu mojego syna jest dokładnie tym samym, czym jest dla mnie? Na pewno nie. Ale jak wielu rodziców, a na pewno wiekszość rodziców dzieci niepełnosprawnych wpadam w pułapkę własnej nadopiekuńczości.

Jakie są efekty takiego rozpościerania nad dzieckiem parasola ochronnego? Mogę się naocznie przekonać. Mam dwóch podopiecznych z podobnym problemem zdrowotnym, z podobnym poziomem możliwości. Jeden z nich ma spore problemy z werbalizacją. Ale paradoksalnie to nie on jest mniej samodzielny i bardziej sfrustrowany. Skąd ta różnica w poziomie funkcjonowania i samorealizacji? Jeden z panów od dziecka uczony był odpowiedzialności za własne czyny i samodzielnego dbania o swój dobrostan. Oczywiście pewnym ograniczeniem jest dla niego zespół Downa. Ale ma swoje twórcze zainteresowania, samodzielnie wyszukuje sobie zadania logopedyczne i usprawniania małej motoryki, ćwiczy konsekwentnie. Ma szereg obowiązków domowych, potrafi zadbać o swoją higienę, potrafi samodzielnie robić zakupy. Rozróżnia swoje złe i dobre zachowania i potrafi za niewłaściwe przeprosić. Praca jest dla niego radością i potrafi twórczo podejmować obowiązki. Nie wymaga nieustannego potwierdzenia czy to co robi jest słuszne. Drugi, choć potrafi wysłowić swoje potrzeby, ma właściwie tylko 2 zainteresowania – jedzenie i płeć przeciwną, czyli zainteresowania odnoszą się do najprostrzych instynktów człowieczych. Tato go kąpie i goli, a nawet z nim śpi. Mimo kilkuletniej pracy instruktorów WTZ potrafi wykonać niewiele czynności, a tych które potrafi nie jest zainteresowany używać. Najchętniej spędzałby czas na grach internetowych, albo wypełniając ogromną ilość zeszytów i segregatorów powielanymi w nieskończoność prostymi informacjami dotyczącymi swojego przydziału do określonych pracowni. Ciągle eksponuje postawę roszczeniową, a zamiast wywiązywać się z obowiązków nieustannie szuka wymówek i zastępstw. Nie potrafi być twórczy, choć bardzo łatwo za swoje uznaje cudze działania, albo kalkowane rysunki. Obaj panowie są w podobnym wieku, a ich możliwości intelektualne są porównywalne. Skąd różnica? Jeden z panów ma rodziców, którzy dbali o to by sam wiedział co dla niego dobre. Pozwalali mu wybierać, nawet jeśli miał się otrzeć o niepowodzenie. Chwalili za samodzielne pokonywanie trudności. |Drugi otoczony był zawsze ochroną. Rodzice nieustannie naprawiali jego błędy. Wręcz wyręczali go we wszystkich aktywnościach, udowadniali mu, że mało potrafi.

Często rodzice ulegają pokusie i swojemu brzdącowi podpowiadają "tylko się nie przewróć", "nie wchodź tam bo spadniesz", "czekaj ja zrobię to lepiej", "pokaż czy robisz to dobrze". Czy to jest droga do wychowania twórczego i niezależnego człowieka? Czy taki człowiek będzie umiał podejmować decyzje i przyjmować ich konsekwencje jako naukę na przyszłość?

Od dorosłych wymagamy by brali odpowiedzialność za swoje czyny, by byli wewnątrzsterowalni. By nie szukali potwierdzenia słuszności swojego postępowania w cudzych oczach, ale potrafili osiągnięcia sami ocenić. Za to dzieciom wdrukowujemy konieczność oceny ich postępowania przez rodzica, decydowanie za nie na każdym kroku. Zabiegamy, by przez całe dzieciństwo były zzewnątrzsterowalnymi marionetkami. Mam wrażenie, że to już plaga.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz