nieporadnik

nieporadnik

sobota, 1 kwietnia 2017

Papierologia

Ostatni rok podsumować mogę zdaniem, ze był to rok zmagania się z papierologią. Rozumiem potrzebę różnych urzędów sprawdzania na co wydawane są pieniądze. W związku z tym każdy z nich generuje milion wniosków, zaświadczeń, oświadczeń... W efekcie po drugiej stronie barierki czasem traci się wszystkie siły na udowadnianie że nie jest się słoniem.

Gdy w lutym rok temu zostałam sama z dziećmi myślałam, że przepisanie świadczenia pielęgnacyjnego z ojca dziecka na mnie będzie formalnością. W końcu potrzeba opieki nie zniknęła, tylko ojciec stracił się z oczu. Zapowiedziałam moim podopiecznym w domu kultury, że może przydarzyć się zmiana. Uprzedziłam pracodawcę. Na szczęście byłam na tyle rozsądna, że nie zrezygnowałam z pracy zanim nie upewniłam się, że jest taka konieczność. Liczyłam, że świadczenie będę mogła pobierać od marca (w połowie lutego zgłosiłam, że mąż nie pełni opieki nad dzieckiem). I w tym momencie zaczęły się schody. Mąż napisał pismo, że jest za granicą i nie pełni opieki. Urzędniczki czytały list który zostawił wyjeżdżając. Czyli mają komplet informacji o mojej sytuacji. Co przewiduje dla nas papierologia? Otóż okazuje się, że jak jest wydana administracyjna decyzja o otrzymywaniu świadczeń przez męża, to można ją anulować dopiero jak kilkukrotnie mąż nie odbierze wysyłanych przez urząd listów poleconych, bo będą mieli wtedy dowód, że go tu nie ma. Jego list z zagranicy nie jest wystarczającym dowodem. Nie mówię już o moim oświadczeniu. Oczekiwanie na korespondencję trwało 2 miesiące. W końcu gdy panie powiedziały mi, że mogę już świadczenie pobierać trwał ostatni miesiąc ważności orzeczenia syna o niepełnosprawności upoważniającego do świadczenia o które miałam się starać. Był to też czas składania dokumentów na 500+ i trwania sprawy o alimenty. Wypełniłam więc wniosek o 500+ zgodnie z instrukcją (osoby przebywające we wspólnym gospodarstwie domowym) i dowiedziałam się, że męża mam wpisać, choć nie przebywa. No ale jakie tu wspólne gospodarstwo, jak dzieli nas parę tysięcy kilometrów, brak wspólnoty majątkowej tudzież jakiegokolwiek pożycia? No to się dowiedziałam, że taka jest instrukcja, żeby mężów zanim rozwód się uprawomocni też wpisywać. Bo powinni łożyć na dzieci. No i ciągle na papierze są rodziną. Nie ważne, że zapadł już wyrok w sprawie o alimenty. (Swoją drogą wyrok zapadł w czerwcu a uprawomocnił się ...w grudniu. Jakim cudem? Mnie nie pytajcie.) Pozew rozwodowy złożony w październiku (też nie obeszło się bez kolejnych papierków - musiałam zdobyć nie starsze niż miesiąc świadectwa ślubu i urodzenia dzieci, czyli 80 zł z kieszeni), a do dziś nie wyznaczono terminu pierwszej rozprawy). Zdaniem urzędników pojawiła się konieczność wstrzymania wypłacania zasiłku rodzinnego z dodatkami, a dokumentacja musi trafić do ROPSu w Krakowie, gdzie zajmują się pracującymi za granicą. Odwiedziłam ten ROPS (Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej) jak dostałam wiadomość, że papiery do nich wysłano. Tam uzyskałam tylko informację, że mają przede mną 2500 spraw. Nie różnicują na dokumenty tych którzy uciekli od rodziny i tych który dzielą się z bliskimi swoimi zagranicznymi zarobkami. A instytucja do której trafiłam nie jest opieką społeczną (Regionalny Ośrodek Pomocy Społecznej - sic!). Trzeba czekać. Po wspaniałej rozmowie z koszalińską Rzeczniczką Praw Dziecka postanowiłam napisać do ogólnopolskiego rzecznika i do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. W końcu według KPA urząd ma 3 miesiące na załatwienie mojej sprawy, a oni mi nawet nie napisali, ze istnieją okoliczności nakazujące przedłużyć procedurę. Bo ponoć KPA ich nie obowiązuje.

W tym czasie czekałam też na ustalenie terminu komisji orzekającej o niepełnosprawności syna. O absurdzie przepisów ustalających termin komisji przynajmniej 3-4 tygodnie po ustaniu obowiązującego orzeczenia już pisałam: Protest i uderzenie (uderzenie czwarte). Tu okazało się, że orzeczenie ma dla nas jeszcze inną wartość. Ponieważ w lipcu nie pracowałam już w domu kultury (przerwa wakacyjna, a ja miałam tylko umowy- zlecenia), to okazało się, że nie mam tytułu do ubezpieczenia społecznego w kraju. A ponieważ ojciec za granicą pracuje, ma tam taki tytuł. I w związku z tym wszystkie socjale powinny pochodzić stamtąd, bo tu przepisy zabraniają. Ale tam pan Cameron zabezpieczył się przed takimi sytuacjami i uznał, że tylko dzieci korzystające z placówek edukacyjnych w tamtym kraju mają prawo do socjalu. Znów rozkrok, znów ziemia niczyja. I brak tytułu do 500+, choć jak składałam podanie to mi się należało, i nawet jeszcze ze dwa miesiące potem. W końcu 17 czerwca (wniosek o orzeczenie - przypominam- złożyłam w terminie ustawowym, w kwietniu) odbyło się posiedzenie komisji (Się pani nie boi. Nadpłacimy). O dziwo komisja uznała, że mój dzieć będzie niepełnosprawny do 16. roku życia (cztery i pół  roku). Czyli pojawił się tytuł o ubezpieczenia społecznego. Uff. Oczywiście prawomocny dopiero dwa tygodnie po odebraniu przeze mnie decyzji. A ta czekała na podpisanie przez komisję. Dostałam w końcu, zawiozłam do MOPSu, napisałam oświadczenie, że nie będę się odwoływać... Kolejne papiery.

Listy do Ministry i Rzecznika wędrowały sobie w międzyczasie. A ROPS poinformowany o tej wędrówce listów coś zrobił. Odesłał papiery do MOPSu tłumacząc, że jednak decyzja powinna być podjęta na poziomie gminy. Tu już było sprawnie. Jeszcze tego samego dnia panie dzwoniły do mnie, następnego wydały decyzję i do 3 dni otrzymałam pieniądze. I cóż, że sprawnie? Był przecież koniec lipca. Od października nowy okres zasiłkowy. Decyzje wydane tylko do tego momentu. Wraz z nowym okresem zasiłkowym papierologia zatacza kolejny krąg. Papiery znów w ROPSie... Kto wie do kiedy? Mamy już kwiecień. W międzyczasie rząd tworzy jakieś dokumenty jak to wspiera niepełnosprawne dzieci, rodzinę w ogóle. Nawet nie mam siły czytać. W grudniu uprawomocnia się wyrok w sprawie alimentów (zapadł w czerwcu gwoli wyjaśnienia). Czyli na papierze mam dodatkowy dochód. Co z tego, że kwota wpływów na konto jest znacząco różna od wyroku? MOPS uzna tę różnicę, o ile płatnik alimentów napisze oświadczenie o wysokości wpłaconych kwot. Moje oświadczenie i wyciąg z konta nie są wystarczające...

W międzyczasie ZUS z Biłgoraja, który miał zbadać czy należą mi się ubezpieczenia społeczne w okresie przebywania na świadczeniu pielęgnacyjnym z tytułu opieki nad niepełnosprawnym synem, napisał, że utrzymuje w mocy decyzję z listopada (jaką decyzję????) bo nie przysłałam oświadczenia o sprawowaniu osobistej opieki nad dziećmi od urodzenia do 3. roku życia.

Papiery zaświadczenia, dokumenty, decyzje, orzeczenia... Pełnoetatowa praca polegająca na ich śledzeniu, wypełnianiu, wysyłaniu... I choć zmęczona jestem tą papierologią to właściwie nie mam wyjścia. Bo bez tych papierków moje dzieci nie istnieją, żadna pomoc nie jest im potrzebna, a żyć możemy powietrzem i słońcem.

I chciałabym, żeby był to Prima Aprilis.