nieporadnik

nieporadnik

poniedziałek, 7 września 2015

Inni

Przez Internet przetacza się teraz fala nienawiści i uprzedzenia. Padają ogólnikowe hasła oraz opisy sytuacji które na pewno wydarzą się, gdy w naszym sąsiedztwie pojawi się nowe. Ludzie nawołują się do walki o to, by to nowe nie miało szansy zaistnieć. Rozumiem lęki, które mogą towarzyszyć zmianom, zwłaszcza takim, po których możemy spodziewać się, że w jakiś sposób pogorszą naszą sytuację. Ale czy jesteśmy pewni, że nadejdzie gorsze?

Patrzę na cała tą nagonkę jako matka dziecka, które jest inne. Pojawienie się Gawła budziło w przedszkolu i szkole lęk (na całe szczęście mogę o tym napisać w czasie przeszłym, choć czytając te straszne komentarze boję się, że znów kiedyś dotknie nas fala bezinteresownej nienawiści). Tak, samo słowo "autyzm" stygmatyzuje nas dokładnie tak, jak "uchodźca", "islamista","obcy". Nieraz doświadczyliśmy jak to jest być tym niechcianym. Były grupy anonimowych rodziców walczących o naszą nieobecność na lekcjach z dziećmi, było wyrzucanie z przedszkola, przenoszenie do innej grupy z tej, w której ponoć komuś zagrażaliśmy, były uwagi na placach zabaw. Nie zabrakło cierpkich słów, po których mogłam tylko płakać z bezsilności. A także dużo sloganów i wyobrażeń jak niebezpiecznym może okazać się kilkuletni chłopiec. Tak, wiem. Szariat pokazał swoją ciemną twarz. Pamiętamy 11. września a także wszystkie pokazywane przez media egzekucje. Słuchamy, jak niektórzy obcy odgrażają się, że zmienią nasza rzeczywistość. Ale dlaczego takiego samego lęku nie żywimy do Amerykanów, gdy w USA co chwilę słyszymy o strzelaninie w kolejnej szkole? Czemu Chińczyków realizujących w koszmarny sposób kontrolę urodzeń przyjmujemy masowo wraz z ich centrami handlowymi ? Bo nikt nam jeszcze nie powiedział, że musimy sie ich bać?

W jednych sytuacjach media nakręcają nasze lęki i pokazują że my tu i teraz mamy powody do strachu, w innych otrzymujemy komunikat, że okropieństwa świata są daleko od nas. Zadałam już publicznie pytanie kto i po co wlał nadzieję w serca tak licznej grupy emigrantów. Bo to prawda, takiej skali wędrówki nie było jeszcze i nie sądzę, że taki zryw powstał samoistnie. Ktoś tych ludzi pchnął do podróży, na końcu której czekać ma złote runo. Ktoś zarobił na tym koszmarnie duże pieniądze. Unia Europejska już od jakiegoś czasu mówi, że zwiększa ochronę granic zewnętrznych, na co też przeznacza niemałe kwoty. Wszystko to po to, by nie robć nic, gdy wyładowane do granic możliwości łodzie stają się zbiorowymi trumnami dla dziesiątek, setek, a czasem tysięcy uciekinierów.

Czy ta sama grupa ludzi steruje histerycznym strachem przed przyjęciem ludzi, którzy skuszeni zostali nadzieją lepszego życia? Ten strach niesie ze sobą słowa, które juz raz doprowadziły do tragedii. Nie przypominają Wam haseł, które poprzedzały Holokaust? W fali nienawiści zginęłi wtedy nie tylko Żydzi czy Cyganie. Masowo eksterminowano tez pensjonariuszy ośrodków i szpitali dla psychicznie chorych.

Tak. Mam powody do lęku. Nie boję się jednak panicznie grupy uchodźców stojacych u bram Europy. Owszem, wiem, że przyniosą zmiany, ale poczekam z emocjami do momentu gdy zmiany zaczną się pojawiać. Za to juz teraz boję się tych wszystkich ludzi, którzy chcą zamykać emigrantów w obozach koncentracyjnych, chcą używać gazu albo broni palnej.

środa, 2 września 2015

Znów dzwonek

"Obyś żył w ciekawych czasach" brzmi chińska klątwa. Doskonale rozumiem w jakim sensie brak nudy może być przekleństwem człowieka. Ponieważ moje dzieci dostarczają mi wystarczająco wiele wrażeń liczę na to, że reszta świata okaże się najzwyczajniej nudna i nieciekawa, przewidywalna do bólu i ułożona. Ale wygląda na to, że chińska klątwa czuwa nade mną i zawsze wtedy, gdy myślę, że właśnie czeka nas spokojny okres, bo przecież wszystko już poukładaliśmy, sprawdziliśmy po wielokroć, to ten smok wypełza z lakowego pudełeczka i straszy.

Tym razem szkolny dzwonek nie miał przynieść żadnych nowości. I jak się dobrze sprawie przyjżeć, to nie przyniósł. Moje Najmłodsze Szczęście poszło do klasy trzeciej. W tym roku mogłam mu towarzyszyć podczas rozpoczęcia roku szkolnego. I serce mi się krajało jak patrzyłam na dziecko. Udało mi się posadzić go na ławce z dzieciakami z jego klasy. Siedział na krawędzi, prawie odwrócony plecami do kolegów. I przez półtorej godziny nie zamienił jednego słowa z nikim. Nie był ani zły, ani obrażony. Po prostu usiadł i siedział. I od razu rodzi się pytanie, czy problem tkwi w nim, czy w klasie. Bo dzieciaki przez cały czas przedstawienia żywo ze sobą rozmawiały. Wszyscy ze wszystkimi. Tylko wokół mojego dziecka była niewidoczna bariera, której nikt nie przekraczał. Prawda, że od razu zrobiło się ciekawie?

Do wieczora było mi sie ciężko pozbierać. W końcu jest to już trzecia klasa, już skończył się drugi rok naszego mieszkania na wsi. Byłam pewna, ze do tego czasu dzieciaki poradzą sobie z przeprowadzką i nawiążą wiele znajomości. I zupełnie byłam zaskoczona, że dzieckiem, które ma wiecej problemów w adaptacji nie jest Gaweł, tylko Gosław. Przecież miał przez chwilę kolegę, często odwiedzała go koleżanka. A tu nic, ani słowa, nawet zdawkowego "cześć". Jakie moga być powody takiego stanu rzeczy? Jak można dziecku pomóc? takie pytania zadawałam sobie przez cały dzień, nie potrafąc znaleźć na nie odpowiedzi.

Okazało się, że na problemy najlepszy jest "telefon do przyjaciela". Zadzwoniłam i dostałam garść narzędzi diagnostycznych, które powiedzą nam w czym tkwi problem. Czyli połowę problemu załatwią. Bo jak wiesz gdzie boli, to już można znaleźć antidotum :) Dobrze jest mieć do kogo zadzwonić. Bardzo Ci Martynko dziękuję za cierpliwość i wsparcie, z którego na pewno jeszcze nie raz skorzystam :)

Na pocieszenie napiszę, że Gaweł wszedł do szkoły witany przez gromady kolegów. A najbardziej na jego widok ucieszyła sie ponoć jego nauczycielka - cień. Dobrze, że klątwa tym razem dotyczy tylko jednej latorośli.