nieporadnik

nieporadnik

wtorek, 11 października 2016

Czkawka

Każdy zna to przykre uczucie, gdy opanuje człowieka czkawka. Ilu ludzi tyle recept na to, żeby się jej pozbyć, a i tak przechodzi kiedy sama chce. Podobne uczucie ogarnęło mnie po trzech latach narastania problemu. Zaczęły się kłopoty z Najmłodszym. Od zawsze określałam go mianem "naśladowca tajfuna", bo zdawało się, że jest najmniej problemowym z moich dzieci. Przeprowadziliśmy się na wieś. Poszedł do pierwszej klasy w nowym środowisku. Nie martwiłam się tak jak o Najśredniejszego, zakładając że to początek, wszyscy zaczynają razem z nim. Po kilku miesiącach dziecko zaczęło być płaczliwe i buntownicze. Wychowawczyni nie potwierdziła moich obaw, że są problemy w adaptacji w klasie. Pomyślałam "taki etap" i dałam sobie czas. Jednak gdy w lutym trafiłam z Najśredniejszym do PPP po orzeczenie na kolejny etap kształcenia wspomniałam, że mam delikwenta, któremu warto się przyjrzeć. Już w październiku telefon, że możemy się pojawić. Dostaliśmy opinię "wrażliwy, zdolny, matka zeznaje, że płaczliwy, zalecana diagnoza SI i terapia ręki". W szkole zaczynają się zajęcia indywidualne, które umierają wraz z chorobą prowadzącej. Dziecko nie chce chodzić do szkoły, odrabiać lekcji, przestaje go odwiedzać kolega, czasem pojawia się koleżanka. Żadnych grupowych wizyt, spotkań po lekcjach. Rodzice innego dziecka mówią nam, że taka wieś.

Od września zeszłego roku czkawka mi się nasila. Poszłam z dzieckiem na rozpoczęcie roku szkolnego i przez półtorej godziny nikt się do niego nie odezwał ani on do nikogo. Wokół ożywione dyskusje, przesiadanie się do kolejnych kolegów, bieganie. A mój Najmłodszy siedzi i milczy. Serce mnie bolało od patrzenia. Włącza się pierwsza lampka alarmowa. Wychowawczyni nic nie widzi. Rozmawiam z panią od terapii ręki. Obiecuje przyjrzeć się. W międzyczasie znajoma pomaga załatwić diagnozę SI. I tu druga lampka zaczyna migać. Właściwie wszystko do poćwiczenia. Wracam zdołowana. Ja, matka z praktyką, przez osiem lat nie zauważam obniżonego napięcia mięśniowego, dyspraksji, zaburzeń układu priopreceptywnego...

Próbujemy coś przedsięwziąć. Jakieś terapie, pomoc na terenie szkoły - nic się nie da. Umawiamy wizytę do psychiatry. Po drodze potrzebny kardiolog, by wyraził zgodę na farmakoterapię. Anafranil poprawia nastrój. Dzieć zeznaje, że ma teraz w sobie dużo wesołej energii. Odzywa się szkolna pedagog. Myślę "lepiej późno niż wcale" i przekonana jestem, że to efekt moich starań o wsparcie dla dziecka. Przychodzę jednak na sąd nad czarownicą. Słyszę, że to niemożliwe, żeby dziecko w tym wieku tak się buntowało bo na to czas dopiero w gimnazjum. Szkoda, że dziecko o tym nie wie, miałabym czas na przygotowanie się do sytuacji. Nadal odmawia chodzenia do szkoły i odrabiania lekcji. Szkoła szuka powodu w ... uzależnieniu się dziecka od komputera. I w tym, że poszedł rok wcześniej do szkoły. Ja zaczynam być zmęczona wymyślaniem motywacji, gróźb i konsekwencji. W wakacje u psychiatry dowiaduję się szczegółów ze szkolnego życia. Jestem przerażona. Alarm w głowie wyje na całego, zapaliły się wszystkie lampki do końca. Lekarz dopinguje do przeniesienia dziecka. Dziecko mając perspektywę ewentualnej zmiany szkoły wybiera jednak swoją starą klasę z zastrzeżeniem, że w razie czego zmienimy. Zmienia się wychowawca. Zebranie rodziców na rozpoczęcie roku trwa 2 godziny. Wylewam wszystkie moje żale i oczekiwania. Rodzice zdziwieni, że w klasie źle się dzieje. Przecież dzieci nic nie mówią.

W domu nasila się agresja wobec brata i bunty w odpowiedzi na moje polecenia. Słyszę echo słów kolegów. Debil, kretyn, wariat... Na turnusie terapeutycznym wychowawcy zauważyli poważny regres. Psychiatra zarządza terapię psychologiczną. W PPP proponują zapisanie się do kolejki z zastrzeżeniem, że teraz przyjmują dzieci z zeszłego roku.

Czkawką odbija mi się szukanie pomocy dla dziecka, które jej wymaga. Żadna z instytucji do tego powołanych nie czuje się w obowiązku aby syna wspierać. Szukam pomocy dzięki przyjaciołom. Dla dziecka bez diagnozy nie ma właściwie wsparcia. Co się musi wydarzyć, żeby ktoś się zainteresował?MOPS podpowiada nam ośrodek interwencji kryzysowej. Jedziemy jutro. Na najbliższe 3 miesiące mamy wsparcie. Co potem? Dalej czkawka?

PS. Dzięki znajomej mamy załatwione spotkanie diagnostyczne za tydzień w ośrodku w, którym diagnozowaliśmy Gawła.


2 komentarze:

  1. Nie chce byc wredny.

    Ale trzeba bylo zostac w Katowicach :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogę odesłać do wcześniejszych postów, żeby wskazać, że coś pozytywnego z wyjazdu na wieś wyniknęło

    OdpowiedzUsuń